Zaproszenie

Obraz
WITAM NA MOIM BLOG Z porspektywy wielu przeżytych lat stwierdziłam, że gros mojego życia spędziłam  w podróży.  Turystyka towarzyszyła mi przez lata. Postanowiłam napisać bloga, aby poruszyć moją pamięć i opisać moje małe i duże podróże, ciekawostki, anegdoty, a także ustosunkować się do wielu wydarzeń. Moje wspomnienia ubarwię zdjęciami i filmikami, czasem komentarzem. ZAPRASZAM

Wczasy

Wyjazdy na wczasy w PRLu rozpoczęły się jeszcze w okresie mojego dzieciństwa, którego nie pamiętam. 

nie, nie to nie moje zdjęcie
 Wielkim wydarzeniem stresującym były wyjazdy pociągiem na wczasy  i  znalezienie miejsca siedzącego w pociągu. Pamiętam te tłumy ludzi  oczekujących na pociąg. Kiedy wjeżdżała czarna dymiąca lokomotywa, ludzie zaczynali się przemieszczać, aby stanąć najbliżej drzwi, co dawało szansę na znalezienie miejsca siedzącego. Czasami problemem było wejście do pociągu, do którego wsiadało się niekoniecznie przez drzwi, ale także oknem. Mniej szczęśliwi mogli liczyć jeszcze na rozkładane siedzenia na korytarzu, po obu stronach okna. Reszta zajmowała miejsca na podłodze, nawet upychali się w okolice toalety. Niestety każde przemieszczanie się pasażerów do Warsu lub do toalety, zmuszało wszystkich do wstawania i ponownego siadania. Długa, nocna podróż na korytarzu była bardzo męcząca, ale tak się kiedyś jeździło pociągami.

wejście na Czantorię
W tego okresu pamiętam tylko migawki. Z wczasów w Wiśle zapamiętałam pieszą wędrówkę na górę Czantoria. Z opowieści mamy wynika, że mimo przedszkolnego wieku szłam na tyle sprawnie pod górę, bez marudzenia, że jeden z wczasowiczów kupił mi w nagrodę pluszowego biało-czarnego kota. Bardzo polubiłam tego darczyńcę i codziennie do niego biegałam, oczywiście z kotem, a on na wspólnych z rodzicami wycieczkach nosił mnie na barana.


Na wczasach w Łebie mieszkaliśmy w wagonach kolejowych, ustawionych wokół dużego placu. Każdy wagon przystosowany był do mieszkania (z wiadrem i miską do mycia) jednej rodziny. Łazienki i toalety były w oddzielnych budynkach. Z tych wczasów pamiętam godzinną wycieczkę  statkiem po morzu. Właśnie jadłam bułkę z dżemem, kiedy zobaczyłam ciemne morze, które było ustawione bokiem do okna. Statkiem bardzo kołysało. Ludzie zaczęli mieć torsje. Rodzice zabrali nas z siostrą na górny pokład, gdzie było więcej powietrza, ale i tam sytuacja wymknęła się spod kontroli. Prawie wszyscy wycieczkowicze wymiotowali, nie zdążając do toalety. Ci co czuli się lepiej uprosili u załogi przerwanie wycieczki i powrót do portu.

Kilka lat jeździliśmy na wczasy do Fronołowa nad Bug. Były tańsze niż w inne kierunki Polski i bliżej domu. Program wczasów wyglądał podobnie jak w innych ośrodkach w Polsce w latach 70.  Nad programem czuwał kaowiec, który przekazywał uczestnikom domki, wypożyczał książki, organizował wieczorki zapoznawcze i inne zajęcia kulturalne. Po śniadaniu wędrowaliśmy na plażę nad Bugiem.

domki na wczasach
Tam było molo dla dzieci, i kąpielisko dla dorosłych. Rodzice wypożyczali często kajaki. Pewnego razu  płynęliśmy kajakami. Mama zażartowała, że w  szuwarach mieszka diabeł. Przypadek, czy nie, ale zawiał silny wiatr. Pojawił się duże fale na Bugu, wzmacniane wiatrem. Po chwili wszystko ucichło, ale wystraszeni rodzice postanowili zakończyć wycieczkę kajakową i wrócić na brzeg. Bug był zmienną rzeką. Jednego roku można było spacerować po  nim, innego roku był głęboki. Po obiedzie dla chętnych były turnieje szachowe lub siatkówki dla dorosłych i zabawy dla dzieci na placu z huśtawkami. 

W świetlicy grywaliśmy w gry planszowe, ping-ponga lub oglądaliśmy telewizję. Co jakiś czas przyjeżdżało kino ruchome. Wieczorem zajmowaliśmy wcześniej ławki przed rozwiniętym ekranem, owijaliśmy się kocami i oglądaliśmy filmy. Pewnego roku przyjechali bokserzy na obóz szkoleniowy. Rozłożyli swoje namioty naprzeciw stołówki. Mieliśmy widowisko jak ćwiczyli, głównie skakali na skakankach. Mieli bardzo srogiego trenera, który zmuszał ich do zajęć. Szkoda mi ich było. 

rzeka Bug

Każdy drewniany domek wyposażony był w łóżka, szafę, stolik i kącik do mycia z miską i wiadrem. Toalety i łazienki były w oddzielnym budynku. Każdy domek posiadał werandę, gdzie wieczorami odpoczywaliśmy, rodzice integrowali się z sąsiadami. Cały ośrodek położony był w lesie, gdzie zbieraliśmy grzyby i jagody. Jako młode dzieciaki, szukaliśmy podobnych do nas i po kilku dniach tworzyły się paczki dzieciaków, mających swój program na placu zabaw, czy na świetlicy. 

Na wczasy jeździliśmy z naszym psem (owczarek nizinny) bardzo owłosionym. Piesek był wyszkolony i całą podróż pociągiem spędzał w dużej siatce, zawieszonej na haczyku, aby nie płacić za niego biletu kolejowego  Śmieszne było jak łapą podnosił gałązki i wyjadał jagody. Ciągle był brudny, bo po kąpieli w Bugu tarzał się w piachu.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zaproszenie

Pilotowanie i przewodnictwo grup dorosłych