Zaproszenie

*Ciekawą przygodę przeżyłam na wycieczce w Bieszczady. Miała to być jedna wycieczka, ale dwoma autokarami obsługiwanymi przez dwóch pilotów. Niestety pilot drugiego autokaru nie przyszedł na spotkanie z grupą. Po konsultacjach z biurem podróży i nauczycielkami wyruszyliśmy dwoma autokarami, ale tylko ze mną jako pilotem. Było to zadanie bardzo trudne, gdyż co jakiś etap podróży przesiadałam się między autokarami. Myślałam, że to tylko taki problem. Niestety. Kolejnego dnia podstawiło się dwóch przewodników, na zwiedzanie Bieszczad (Sanok, pętla bieszczadzka, Lesko). Mój przewodnik ładnie opowiadał w autokarze, ale przed obiektami grupa z drugiego autokaru podchodziła z przewodniczką do nas. Dopiero wieczorem usłyszałam skargę nauczycielek, że ich przewodniczka nie udzielała im informacji. Okazało się, że tylko ja miałam przewodnika, a w drugim autokarze była jego córka, bez wiedzy o terenie. Po mojej interwencji kolejnego dnia otrzymaliśmy już dwóch przewodników na trasę na Wetlinę. Największy problem na wycieczce generował jeden rodzic w drugim autokarze, który cały czas był niezadowolony i swój jad sączył do młodych nauczycielek.
*Czasami na wycieczkach pojawiały się problemy z nauczycielkami i łączonymi klasami. Nauczycielki były skłócone ze sobą, nie rozmawiamy, i jedynie ja byłam łącznikiem miedzy nimi w ustalaniu programu dnia.
Miałam to szczęście, że w latach oprowadzania przeze mnie grup, dzieci/młodzież wyrażały jeszcze zainteresowanie zwiedzaniem, nie stwarzały większych problemów. Raz byłam świadkiem kupowania przez uczennicę wina i wlewania go do ciemnej butelki po Coca Coli, o czy powiadomiłam opiekunki.
*Razu pewnego prowadziłam wycieczkę do Krakowa i Ojcowskiego Parku Narodowego. Dzieci pochodziły z miejscowości podwarszawskiej, z rodzin nowobogackich. Jeden z chłopców wykazywał się dużą agresywnością. Posiadał sporo pieniędzy, za które kupował dużo „pamiątek”. Pod koniec wycieczki, kiedy pieniądze się skończyły, sprzedawał swoje zakupione rzeczy innym uczestnikom. Podczas zwiedzania Krakowa, na rynku miejskim zgubiło się jedno dziecko. Dotarliśmy na parking bez niego. Nauczycielka pobiegła na rynek w poszukiwaniu zaginionego, a w międzyczasie straganiarka przyprowadziła chłopca pod autokar. Długo czekaliśmy na zdenerwowaną nauczycielkę. Jaka była odpowiedź chłopca na reprymendę nauczycielki, że się odłączył od grupy? Odpowiedział – trzeba było mnie pilnować.
*Bywały na wycieczkach także problemy organizacyjne z winy biura podróży lub bez winy np. między organizacją wycieczki, a realizacją zlikwidowała się restauracja, w której mieliśmy posiłki, lub pracownik recepcji hotelu na ten sam termin przyjął dwie grupy. Szczęśliwie zawsze udawało się problem rozwiązać bez szkody dla grypy. Razu pewnego koszty złej rezerwacji poniósł pracownik biura, zamawiając obiad nie w miejscowości Kostrzyn koło Poznania (po trasie przejazdu), leczy w Kostrzyniu nad Odrą.
Najbardziej popularne kierunki wycieczek, które prowadziłam to: Szlak Piastowski (Poznań, Gniezno, Biskupin), Kraków - Ojcowski PN - Zakopane, Gdańsk – Gdynia – Sopot – Malbork, Pieniny, Góry Świętokrzyskie.
Jako przewodnik turystyczny zaczynałam powoli: oprowadzanie
po Siedlcach, czasami wycieczki do Woli Okrzejskiej (miejsce urodzenia H.
Sienkiewicza) do Woli Gułowskiej i Kocka (ostatnia bitwa F. Kleeberga 1939r.).
Jak pisałam wcześniej bywałam przewodnikiem na szlakach turystycznych w Polsce, zgodnie z zapotrzebowaniem grup szkolnych. W 1997r. powstała Ustawa o usługach
turystycznych, która zahamowała oprowadzanie wycieczek bez uprawnień do terenu.
W pocz. 2000r. zdobyłam
uprawnienia na tz. Trójkąt Lubelski (Kazimierz, Puławy, Nałęczów) oraz na
województwo mazowieckie.
Głównie obsługiwałam bardzo popularny wśród szkół szlak do Kazimierza, Puław i Nałęczowa, trafiały się także wycieczki do Białowieży, Ciechanowa, Płocka. Jedno biuro w Siedlcach organizowało wycieczki niskobudżetowe po najbliższej okolicy, nawet na pokazy robienia chleba. Pojawiały się także wycieczki do Mokobód, Węgrowa, skansenu w Suchej, połączone z ogniskiem.
Okolice Siedlec w głównej mierze bogate są w zabytkowe kościoły. Na jednej z wycieczek młodzież zbuntowała się i nie chciała wyjść z autokaru, aby zwiedzić kolejny na trasie kościół. Podobna sytuacja zdarzała się w Kazimierzu Dolnym, kiedy podczas opowiadania o historii miasta usłyszałam od dziecka, że wszystko już wiedzą, bo byli tu już kilka razy z wycieczkami. Innym razem miałam oprowadzać grupę dzieci z 3 klasy szkoły podstawowej, gdzie głównym tematem wycieczki było powstanie styczniowe i zagadnienia związane ze sztuką. Także dzieci z 3 klasy szkoły powstawowej wiozłam w Bieszczady. Dzieci pod Lublinem już były zmęczone jazdą i dopytuały się o koniec podróży. Tak czasami wycieczki planowali nauczyciele, kierując się własnymi upodobaniami.
Często pilotowałam wycieczki do teatrów w Warszawie, połączone ze zwiedzaniem miasta, już z przewodnikiem lokalnym. Nie pamiętam jakiś specjalnych sytuacji problemowych w tym czasie.
Z czasem jednak czułam zmęczenie z powodu monotonii w kierunkach wyjazdów. Bo ileż razy można jeździć do Białowieży, czy do Kazimierza Dolnego?
Z perspektywy lat, kiedy ja obsługiwałam wycieczki szkolne widzę jakie poczyniono zmiany. Kiedyś dzieci na wycieczkach nocowały w pokojach kilkuosobowych, nawet na łókach piętrowych. Ile było radości i śmiechu. Przecież pół nocy były harce. Pewnego razu w nowoczesnym hotelu na Śląsku dzieci pomalowały klamki pastą do zębów. Niestety nie zauważyły i pasta pobrudziła wykładzinę na korytarzu. Rano grupa wycieczkowa miała zakaz wyjazdu, do czasu wyczyszczenia wykładziny z pasty. Wielokrotnie kierowcy zapraszali dzieci do autokaru do czyszczenia siedzeń z gumy do żucia. A dziś? Wymagane są małe pokoje z łazienkami, lux autokary itp.
Komentarze
Prześlij komentarz