Posty

Wyświetlanie postów z czerwiec, 2024

Zaproszenie

Obraz
WITAM NA MOIM BLOG Z porspektywy wielu przeżytych lat stwierdziłam, że gros mojego życia spędziłam  w podróży.  Turystyka towarzyszyła mi przez lata. Postanowiłam napisać bloga, aby poruszyć moją pamięć i opisać moje małe i duże podróże, ciekawostki, anegdoty, a także ustosunkować się do wielu wydarzeń. Moje wspomnienia ubarwię zdjęciami i filmikami, czasem komentarzem. ZAPRASZAM

Zaproszenie

Obraz
WITAM NA MOIM BLOG Z porspektywy wielu przeżytych lat stwierdziłam, że gros mojego życia spędziłam  w podróży.  Turystyka towarzyszyła mi przez lata. Postanowiłam napisać bloga, aby poruszyć moją pamięć i opisać moje małe i duże podróże, ciekawostki, anegdoty, a także ustosunkować się do wielu wydarzeń. Moje wspomnienia ubarwię zdjęciami i filmikami, czasem komentarzem. ZAPRASZAM

Wycieczki z zakładu pracy

 Niedługo pojawi sie tekst. Cierpliwości

Rajdy przewodnickie

Obraz
W latach 90-tych  kilkakrotnie brałam udział w ogólnopolskich górskich rajdach przewodników . Uważam, że to były wspaniałe wydarzenia, trwające od piątku do niedzieli, co roku na innym terenie. W programie rajdów był wybór trasy przemarszu oraz wycieczki autokarowej.  Pierwszy rajd, w jakim uczestniczyłam był to X Ogólopolski Rajd Przewodników  w Górach Świętokrzyskich . W grupie przewodników z całej Polski zaliczaliśmy Pasmo Jeleniowskie ze Szczytnikiem i Łysogóry z Łysą Górą. Zwiedziliśmy ciekawe miejsca i muzea pod opieką przewodników lokalnych. Najważniejsze, że tworzyły się więzi koleżeńskie, integrowaliśmy się na wieczornych spotkaniach, a szczególnie podczas wieczorku tanecznego, na zakończenie rajdu. Pamiętam, że ktoś z uczestników pieszej wyprawy zażartował, że Góry Świętokrzyskie są niskie i łatwe do wędrówek. W odpowiedzi na to przewodnik poprowadził nas trasą bez szlaku, po jakiś zaroślach, skosem pod górę, tak, że do celu doszliśmy bardzo wyczerpani. W niedzi...

Pilotowanie i przewodnictwo grup dorosłych

Obraz
  Jako przewodnik i pilot rozpoczęłam działalność w 1988 r. Bardziej udzielałam się jako pilot wycieczek lub piloto-przewodnik, gdyż wycieczek po mieście było mało dla początkującego przewodnika. Na pierwszą moją wycieczkę w roli pilota pojechałam w Bieszczady. Pilotowałam grupę rybaków z wioski. Gdy wsiadali do autobusu słyszałam brzęk butelek, co zwiastowało problemy. Trasa wiodła przez Łańcut, Rzeszów, Sanok, Bieszczady, Zamość. Grupa była grzeczna, lecz w większości nietrzeźwa, poza kilkoma kobietami. Nie interesowali się zwiedzaniem, nawet w Zamościu chcieli odwołać przewodnika, gdyż byli skacowani i pragnęli piwa.   * Początkowo, w latach 90-tych wycieczkowicze poza zwiedzaniem wymagali czasu wolnego na zakupy towarów, których w rodzinnym mieście nie było.  Objuczeni siatkami wracali do autokarów nierzadko spóźnieni. * Nagminnym problemem na wycieczkach dorosłych było spożywanie alkoholu. Raz miałam nawet przypadek, kiedy kierowca przesadził wieczorem z alkoholem. ...

Oprowadzanie wycieczek szkolnych

Obraz
 Jako przewodnik i pilot rozpoczęłam działalność w 1988 r. W większości pilotowałam grypy szkolne, występując w roli przewodnika i pilota. Grupy szkolne nie były wymagające, więc sobie radziłam, zdobywając doświadczenie. Po czasie mogłam już oprowadzać po Krakowie, Gdańsku, Poznaniu, Zamościu. Oczywiście nie kompleksowo, tylko po głównych zabytkach. * Z tego okresu mam wiele wspomnień z sytuacji nieprzewidywalnych na wycieczkach. Na jednej z nich w Poznaniu popsuł się autokar, na szczęście po zwiedzaniu miasta, przed bazą noclegową. Z kierowcą dzwoniliśmy do biura podróży i bazy (wtedy autokary były z PKS-u). Rano podstawił się nowy autokar, którym kontynuowaliśmy wycieczkę. Śmieszna była to jazda, gdyż autokar był bardziej nowoczesny, z automatycznym otwieraniem drzwi. Mój kierowca musiał ogarnąć te nowe przyciski (drugi kierowca spał po nocnej jeżdzie). Czasami coś zaświecił, niechcący otworzył drzwi, ale szczęśliwie wróciliśmy. * Ciekawą przygodę przeżyłam na wycieczce w Bieszcz...

Spełnione marzenia. Zostaję przewodnikiem turystycznym

Obraz
 Latem 1985 roku podczas spaceru z kuzynką spotkałyśmy jej znajomego z biura podróży, który ubolewał na brak pilotów wycieczek. Właśnie w najbliższych dniach miał dwie nieobsadzone wycieczki. Opowiadał nam o pracy pilota wycieczek i namówił nas na takie zajęcie. Po dwóch dniach namysłu zgodziłam się poprowadzić wycieczkę do Torunia, dostając pod opiekę grupę dorosłych z zakładu pracy.  Na moje szczęście wycieczka była dobrze przygotowana przez biuro podróży i przebiegła bez problemów, chociaż już w pierwszym dniu jeden z turystów upił się i zagubił dokumenty.  W hotelu w Bydgoszczy okazało się, że na wcześniejszym noclegu turystyka zostawiła sweter. Zamówiłam rozmowę za pośrednictwem recepcji hotelowej. Po długim oczekiwaniu, poirytowana zeszłam na dół i zainterweniowałam u pracownika recepcji, że gdybym była obywatelką Niemiec, to obsługa byłaby natychmiastowa. W konsekwencji po kilku minutach dostałam połączenie telefoniczne z hotelem w Toruniu.  Kolejną wycieczkę ...

Wycieczki szkolne/zakładowe (rodziców)

Obraz
Moje wycieczki rozpoczęły się w szkole podstawowej w latach 70. podróżą do Puław , może i do Kazimierza Dolnego, ale tego nie pamiętam. Zapamiętałam świątynię Sybilli  w Puławach i naszego przewodnika/opiekuna, który opowiadał nam z przejęciem o malowaniu różnych dłoni młodych i starych, pomarszczonych i ładnych. Kiedyś nie organizowano takich wycieczek jak obecnie – w różne regiony Polski i nie tylko. W szkole średniej często jeździliśmy do Warszawy do teatru. Poza sztuką teatralną atrakcją były wizyty w Horteksie  i zajadanie galaretek z kremem i bakaliami lub inne ambrozje. Jako uczennica szkoły średniej uczestniczyłam w wycieczce autokarowej do Krakowa, Ojcowa i Pieskowej Skały, niestety nic nie pamiętam z tej wyprawy. Więcej wypraw pamiętam z zakładu pracy ojca, czyli wycieczek kolejowych wagonem socjalnym. Nasz wagon doczepiany był do pociągu kursowego, jadącego według rozkładu jazdy PKP. I tak wycieczka nasza w programie miała m.in. Rzeszów, Łańcut, Katowice, Pszczy...

Zimowiska

Obraz
Na zimowisko do Poronina pojechaliśmy pociągiem w zarezerwowanym wagonie. Każdy miał miejsce siedzące, nie leżące, ale podczas nocnego przejazdu następowała integracja między uczestnikami zimowiska w różnych przedziałach. Pierwszy raz widziałam góry z dużą ilością śniegu. Pamiętam, że miałam śliskie podeszwy butów i podczas wędrówek pilnowałam się, aby nie upaść. Nie zawsze się udawało. Bardzo podobały mi się sklepy, każdy w drewnianym góralskim domu, pachnącym skórą. Dolina Kościeliska   W Poroninie istniało jeszcze muzeum Włodzimierza Lenina, którego posąg stał przed  muzeum. Mieszkaliśmy w drewnianym piętrowym domu. Pewnego dnia  próbowałam nauczyć się jazdy na nartach. Przed domem była górka, z której zjeżdżałam na nartach. Dobrze, że górka kończyła się płotkiem, bo inaczej wjechałabym do rzeczki, a tak jazdę zakończyłam na ogrodzeniu. Mieliśmy wycieczki do Zakopanego, do Doliny Kościeliskiej. Zwiedziliśmy muzeum J. Kasprowicza " Atma". Ok. 7 klasy szkoły podstawowe...

Wczasy

Obraz
Wyjazdy na wczasy w PRLu rozpoczęły się jeszcze w okresie mojego dzieciństwa, którego nie pamiętam.  nie, nie to nie moje zdjęcie  Wielkim wydarzeniem stresującym były wyjazdy pociągiem na wczasy  i  znalezienie miejsca siedzącego w pociągu. Pamiętam te tłumy ludzi  oczekujących na pociąg. Kiedy wjeżdżała czarna dymiąca lokomotywa, ludzie zaczynali się przemieszczać, aby stanąć najbliżej drzwi, co dawało szansę na znalezienie miejsca siedzącego. Czasami problemem było wejście do pociągu, do którego wsiadało się niekoniecznie przez drzwi, ale także oknem. Mniej szczęśliwi mogli liczyć jeszcze na rozkładane siedzenia na korytarzu, po obu stronach okna. Reszta zajmowała miejsca na podłodze, nawet upychali się w okolice toalety. Niestety każde przemieszczanie się pasażerów do Warsu lub do toalety, zmuszało wszystkich do wstawania i ponownego siadania. Długa, nocna podróż na korytarzu była bardzo męcząca, ale tak się kiedyś jeździło pociągami. wejście na Czantorię W ...

Młodzieżowe obozy letnie

Obraz
 W końcu lata 70-tych osiągnęłam wiek, w którym zaliczano mnie do młodzieży. Kolonie zamieniłam na młodzieżowe obozy letnie. Oczywiście tak jak kolonie, tak i obozy organizowane były przez mamy zakład pracy.  Pierwszy z nich to obóz wędrowny po okolicach Krakowa , do którego dojechaliśmy pociągiem. Dalej każdego dnia wędrowaliśmy z plecakami od miejscowości do miejscowości. Kierowały nami dwie młode panie, które potrafiły utrzymać dyscyplinę i jednocześnie stworzyć fajną atmosferę podczas wędrowania. Jako, że grupa nie była liczna, czasami mogłyśmy skorzystać z podjazdu do celu. Głównie nocowaliśmy w schroniskach młodzieżowych, na łóżkach piętrowych. Na miejscu, w dyżurach same przygotowywałyśmy śniadania i kolacje dla całej grupy. Obiady jadaliśmy po trasie. Pamiętam, że jednego dnia nocowaliśmy w wiosce Tęczynek  https://youtu.be/i3cENpVNa0A?si=4G_c2afe0GsuBYNN , gdzie znajdowały się ruiny zamku. Zależało mi na ich zobaczeniu, niestety przeoczyłam moment, kiedy cześć gr...

Nieśmiałe początki podróżowania

Obraz
Moją przygodę z turystyką rozpoczęłam w wieku dziecięcym od kolonii, na które jeździłam nawet dwa razy w wakacje. Pierwsze kolonie były w niewielkiej miejscowości Urle nad Liwcem . Kolonie w Urlach miały miejsce w pocz. lat 70. Wypoczynek dzieci w PRL łączył dawne tradycje obozów harcerskich z wypoczynkiem i zabawą. Każdy dzień zaczynał się gimnastyką i apelem, podczas którego dyżurne dziecko wciągało flagę na masz, a dzieci kolonijne śpiewały:  Wszystko, co nasze, Polsce oddamy, W niej tylko życie, więc idziem żyć, Świty się bielą, otwórzmy bramy, Rozkaz wydany: wstań, w słońce idź!..... (Hymn harcerski). Ustalano także dwuosobowe dyżury przy bramie wejściowej. Dyżurujący pytał się każdego wchodzącego po co przychodzi i powiadamiał o tym opiekuna. Głównie przyjeżdżali rodzice w odwiedziny do dzieci. Dziecko, aby spotkać się z rodzicami dostawało przepustkę na określony czas. Reszta dzieci miała program do obiadu - głównie opalanie się i kąpiele w Liwcu. Po 2-godzinnym leżakowani...